Z tej okazji postanowiłem wybrać się do Walii (no bo jakżeby inaczej).
A więc na początek zatrzymałem się przy największym jeziorku w Południowej Walii. Przepraszam, lecz dokładnej nazwy nie przytoczę, te walijskie nazwy sprawiają mi nieco kłopotu ;-) W każdym razie ta nazwa kojarzyła się z langoszem.
Potem kręciłem się jeszcze nieco po okolicy, po czym wybrałem się do Blaen y Glyn Uchaf. Widoczki fiu fiu.
Oto widoczek:
Po raz kolejny okazało się, że skórzane spodnie motocyklowe nie są najlepszą opcją do łażenia po górach ;-)
No a tak to mniej więcej wyglądało na samym szczycie:
A jak się ma solenizant? Ano dobrze się ma!
Pali na pierwszy pyk, oleju bierze gdzieś 0,2-0,3, zawory nie dzwonią (i trzymają), łańcuszek rozrządu nie grzechocze, zużycie paliwa w normie.... no czegóż można chcieć więcej?
Łącznego przebiegu jest ponad 184tys. km, z czego jest 93tys. km po remoncie silnika.
Dlatego niebawem czeka nas wymiana oleju, a potem....................
Elo, byłeś w tym Iraku ? czy gdzie to tam chciałeś jechać...
OdpowiedzUsuń