Dwa tygodnie urlopu.
Mam pewien dług wobec pewnej części Hiszpanii, więc decyzja została podjęta bez szczególnego zastanawiania się.
Francję potraktowałem tranzytowo, niemniej udało mi się zahaczyć o parę fajnych miejsc. Z reguły jednak z powodu kiepskiej pogody nie chciało mi się nawet aparatu wyciągać.
Na początku miałem sporo zapału w codziennym myciu włosów. Co ciekawe - drugiego dnia mi przeszło.
Chyba miałem ogromne szczęście, bo w Polszy szalały niemal 40-stopniowe upały, a ja miałem dosyć zimno i deszczowo. Słabo sobie wyobrażam przejazd przez Francję w temperaturach przekraczających 35 stopni.
Pod koniec Francji rozpoczęły się fajne widoczki w górach. Pogoda się pogorszyła jeszcze bardziej. Do tego coś się porobiło z motocyklem, duża dziura w obrotach.
Między Francją a Hiszpanią jest taki dłuuuuugi tunel, po którego przejechaniu od razu zrobiła się piękna pogoda! Czad.
Z XTkiem źle się porobiło, nie chce bardzo jechać powyżej 60km/h, zużycie paliwa kosmiczne. Nosz kurna. Zaczynam szukać serwisu (tu na zdjęciu w Pamplonie), ale nikt mnie nie chce przyjąć itd. Dużo się działo z motocyklem, w końcu po telefonicznej konsultacji z maestro Andrzejem Rduchem wyszło na to, że winien wszystkiemu jest filtr powietrza. Co za siara, jeżdżę tym motocyklem tyle lat i nigdy akurat filtr powietrza nie narobił takiego numeru.
Nie wiem, o co tutaj chodziło autorowi zdjęcia, ale uważam, że wyszło romantycznie.
Następnie przejechałem przez dwie fajne przełęcze. Czad jak nie wiem! I praktycznie ani żywej duszy. Fenomenalne miejsca.
Następnie wybrałem się na chwilę nad morze. Czy tam ocean. Zgodnie z przypuszczeniami to było niewiarygodne miejsce. Lubię takie bezkresy. Ba, uwielbiam.
Nie wiem, o co chodzi z tymi chatkami, ale widziałem tam tego sporo. Może ktoś potrafi wnieść nieco światła do tej sprawy?
Covadonga. Super miejsce.
Nawet się ukulturalniłem i zwiedziłem muzeum.
Widoczki....
W drodze powrotnej zwiedziłem Burgos, bardzo mi się spodobało.
To był chyba najbardziej romantyczny nocleg w tej podróży.
To jest Petr, który na Jawie 350 wraca z Ghany. Przekoleś. Razem przejechaliśmy ze 200km do Andory, po czym każdy pojechał w swoją stronę.
Przejazd przez Francję stał pod znakiem poszukiwania filtra powietrza, gdyż stary zmodyfikowałem nieco, by się w ogóle dało jechać. Niestety z silnika zaczęły się wydobywać dziwne dźwięki, więc do końca podróży nie byłem pewien, czy uda się dojechać. Tutaj jestem w dużym centrum w Le Mans.
Ostatnia noc tej podróży była obfita w deszcze, wichurę, błoto i w ogóle wszystko to, czego nie chciałem. Tutaj było przeciętnie romantycznie.
Dokulałem się jakoś do Bristolu. Było kilka momentów, które zabiorę ze sobą do grobu, nie będę się publicznie upokarzał ;-) Martwi mnie silnik, gdyż coś jest nie tak. Pójdzie niebawem na serwis, zdam niezwłocznie relację dotyczącą jego stanu. To i tak jest mistrzostwo świata, że on przejechał ze 2000km z dzwoniącym silnikiem.
Z kolei co do samej podróży, to była bardzo udana. Bez konieczności trzaskania niesamowitych porcji kilometrów. Zauważyłem już w zeszłym roku, że mocno mi się spodobało jak we Francji, tak i w Hiszpanii. W tym roku to uczucie tylko się pogłębiło. I to do tego stopnia, że nawet uważam, że mógłbym zamieszkać w którymś z tych krajów. Tyle tylko, że poziom mojego francuskiego można określić liczbą '0', a z hiszpańskiego musiałbym się mocno podciągnąć, żebym mógł się tam czuć komfortowo.
No, to na tyle!
O chłopie, ja to Ci zazdroszczę.. Zabrałbyś mnie kiedyś w jakąś fajną trasę..
OdpowiedzUsuńSuper widoki!
OdpowiedzUsuń_______
https://motomoda24.pl/